O Emilku dowiedziałam się od mojej nauczycielki od angielskiego. Pani Agnieszka siedziała na jednym z zaliczeń na studiach i przeglądała strony internetowe. Co chwilę pojawiała się reklama pomóż Emilkowi. Kilka razy ją zamykała, aż w końcu na nią weszła. Przeczytała artykuł o chorym chłopcu i postanowiła przelać pieniądze, które dostała od teściowej na urodziny. Tak więc zrobiła. Był to ostatni dzień, w który decydował czy chłopczyk zapisze się na operacje. Nauczycielka napisała do wszystkich znajomych z listy kontaktów w telefonie. Brakowało ponad milion. Wieczorem o po 23, blisko północy zadzwoniła koleżanka Pani Agnieszki z informacją, że udało się. Gdyby opowiedziała nam o tym całym zdarzeniu, dużo osób z mojej grupy wysłało sms na Emilka. Mimo, że to nie jest dużo pieniędzy dla niego, ale zawsze coś. Sms kosztował 2,46 z vatem. Sama byłam zdziwiona, że tak mało. Akcję zaczęłam obserwować od tej sytuacji, czyli jakoś miesiąc temu. Akcja trwa do 22 czerwca, a "jagodowy chłopiec" potrzebował pieniądze na 15 czerwca. Udostępniałam zdjęcia na fb z notkami, żeby więcej osób wiedziało o nim. Pisałam do znajomych czy mogą wysłać chociaż tego głupiego sms. O północy zaczęłam oglądać my story na Snapchacie.
Przejrzałam nawet raz ile ludzie wpłacają. Zobaczyłam nawet 2000 zł i to nie była osoba blisko, bo po wpisie można było to wywnioskować. Zobaczcie ile osób pomaga bezinteresownie. Po raz pierwszy wciągnęłam się w taką rzecz i myślę, że jak w przyszłości będę zarabiać dużo kasy, na pewno będę wpłacała na takie dzieciaki jak Emil. Życzę mu jak najlepiej!
Z mojej strony to wszystko, dziękuję :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz