Ostatnie 6 tygodni były dla mnie ciężkie, nie dlatego, że czekałam z niecierpliwością na wyniki matur. Powodem był członek mojej rodziny który miał już 12 lat, czyli na nasze ludzkie lata już 64 lata. Tak mówię o zwierzęciu, a dokładniej o kocie rasy perskiej. Przedstawiam Wam RAMZESA. W zasadzie to już nikomu nie przedstawię, bo po tak długim czasie leczenia niestety musiałam go uśpić. Ramzik był wspaniałym kociakiem, czekał przy drzwiach, kiedy nadchodził czas powrotu każdego członka rodziny. Nigdy niczego nam nie zniszczył, nie wskakiwał na szafki. Chyba pisze Wam to, bo w jakimś stopniu jest to moje pożegnanie. Ten kot nie miał wad, kiedy miałam słabsze dni przychodził siadał obok i mruczał, a nawet potrafił głaskać po buzi. To był ewenement wśród zwierząt, bawił się bez pazurków. Jadł, kiedy my jedliśmy. Jak szedł do kuwety to zawsze zakopywał swoje smrodki, a jak zrobił większą niespodziankę "grał na harfie", czyli na takich raszkach w drzwiach.
Jak widzicie na załączonych zdjęciach był wielkim futrzakiem, nie lubił czesania od małego. Zawsze gryzł szczotkę, bił ją łapką. Dlatego też byłam zmuszona jeździć z nim do fryzjera. Strasznie nie lubił kąpieli po niej, ale wiadomo tak jak my po fryzjerze włosy były wszędzie.
Znalazłam nawet zdjęcie, gdzie widać ile włosów miał ściętych podczas wizyty u fryzjera. Zaskakujące jest to, że on był ścinany co pół roku. Tak wiem, kotów nie powinno się ścinać, bo słońce może go poparzyć i tak dalej. Tak czy tak był to kot domowy nie chodził po ulicach, żeby coś go poparzyło. A było to wygodniejsze dla niego, ale nie ukrywam, że też dla nas. Po mieszkaniu było mniej kłębków włosów, a i tak nie dało się jego wyczesać.
Ramzik zawsze się kłócił z tatą o fotel, kiedy wracał z pracy kot zawsze siedział w ulubionym miejscu taty. Ten go zwalał i za każdym razem, kiedy tata szedł do toalety lub do kuchni Ramzio automatycznie wskakiwał na fotel.
Nasz mały domowy lew od zawsze miał zatkaną przegrodę nosową przez co w nocy nie mógł z nami spać, ale nie przeszkadzało mu to, bo w nocy miał do dyspozycji cały salon, razem ze swoim ukochanym fotelem.
No i nasz kot poza spaniem i jedzeniem, miał swoje zajęcie, na którym spędził 3/4 życia pomijając właśnie te 2 czynności. Jak coś on na tym zdjęciu się uśmiecha, hahaha. Szczerze powiedziawszy nie wiem co widział w tym podwórku: garaże, drzewa, śmietniki, koty, psy i wjeżdżające auta. Codziennie to samo, ale widocznie na tyle interesujące, że można to robić godzinami codziennie przez 12 lat.
Wszyscy znajomi zawsze mówili, że ma minę wpierdolke, że zawsze patrzy ze złością itp. Mimo że patrzył tak całe życie darzył uczuciem wiele osób, a jeszcze więcej osób darzyło jego. Dużo osób, mimo że się boi kotów podchodziło do Ramzika z miłością. Wiele osób martwiło się o jego stan zdrowia, bo od tego czasu, kiedy zachorował bardzo głośno mruczał, nie tylko chromchał jak zawsze, ale to już było charczenie. Do tego był bardzo slaby co dało się zauważyć, już nie chciał być głaskany, mimo że był wielkim pieszczochem.
W momencie, kiedy już się męczył coraz bardziej nie chciałam, żeby się męczył. Dlatego postanowiłam go uśpić, zmagałam się z tym przez tydzień, ale wiedziałam, że jest to najlepsze rozwiązanie. Po 12 latach wspaniałej przyjaźni zadzwoniłam do weterynarza, który przyjeżdża do nas od lat. Powiedziałam jak sytuacja wygląda, zbadał go i stwierdził, że możemy jeszcze go zoperować. Niestety, te słowa wzbudziły w nas złudną nadzieję, następnego dnia z rana pojechałam z nim do prywatnej lecznicy.
Niestety po 30 minutach od rozpoczęcia operacji, wyszedł do mnie lekarz. Powiedział o kiepskim stanie i zapytał, jaka jest moja decyzja. Odpowiedziałam bez zastanowienia, że chce go uśpić, bo wiem, że będzie to dla niego lepsze. Nie będzie już cierpiał, a w każdej chwili mógłby mi się udusić. Nie ukrywam, że pożegnanie z nim było dla mnie bardzo ciężkie, siedziałam przed lecznicą ponad 30 minut i ryczałam, wyłam to nie był zwykły płacz. Wtedy też moja wiara w ludzi się odbudowała, bo kiedy tak siedziałam podchodziły do mnie różne osoby i pytały, czy pomóc, czy coś się stało, a przede wszystkim pocieszały, próbowały podnieść na duchu. Po powrocie do domu pozbyłam się wszystkiego co przypomniało mi jego, a kolejnego dnia z rana pojechałam go pochować.
Jest to jego ostatnie zdjęcie, które zrobiłam za życia. Te kilka dni były dla mnie i mojej mamy bardzo ciężkie. Mama, obierając i jedząc groszek poryczała się "jak głupia", bo spadła jej jedna kuleczka, a przecież "Ramzik by się pobawił".
Tego samego dnia, kiedy jechałam pochować kotka, podjęłam nad ranem decyzje, że w domu jest za cicho. Poinformowałam mamę, że wybieram studia w naszym mieście, zamiast w innym zamiast za kolejnego przyjaciela. Zgodziła się, bo sama wiedziała, że nie da rady bez maleństwa, na które będzie mogła przelać tę wielką miłość. Ramzika operacja miała miejsce w pewien wtorek, pochowałam go w środę, natomiast w czwartek, żeby się czymś zająć wysprzątałam dokładnie całe mieszkanie na przybycie nowego kotka. Następnego dnia pojechałam po nowe miski, kuwetę, zabawki oraz ręcznik i kocyk dla maleństwa.
Tak o to w sobotę z rana wyjechałam z mamą do Gdańska na oględziny. Hodowla, do której pojechałyśmy miała koty Syberyjskie. Wybrałyśmy Syberyjską Neve Masquarade. Tym razem postawiłyśmy na kotkę, a nie kocurka.
Pierwszego dnia mała nie bardzo chciała wyjść z transportera, ale kiedy już wyszła włożyłam ją na swoje łóżko, żeby czuła się w miarę bezpiecznie i przyjemnie.
Maleństwo Wabi się Nefretari jak żona Ramzesa II. Tutaj chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego tak. Maleństwo jest pełne energii, dzięki temu nasz domek na nowo tętni życiem. Nefri śpi ze mną w łóżku, mimo że czasami zasypiam bez niej to budzę się z nią na mnie lub leżącą przy mojej twarzy. Póki co budzi mnie codziennie pomiędzy 6, a 7 rano uroczymi gestami. Jak na przykład łaskotanie mokrym noskiem lub łapką.
Pewnie post wydaje się długi, ale jest to nasza historia. Historia naszej trójki. Jeśli wyrazicie chęć to mogę opisywać co jakiś czas przygody małej przylepy, która nie jest zadowolona, że pisze tego posta. Co chwile siada mi na klawiaturę.
Na razie, cześć, pa ~ Kaja
ps. moje ulubione zdjęcia słodziaków